Kiedy ląduję pamięcią na Dziedzince, gdy patrzę jak kruk Korasek podejmował próby dziobnięcia mnie w głowę. W zasadzie to dziobnął, nie raz. - to uświadamiam sobie w pełni jak wszystko wokół i wszystko w środku się pozmieniało.
PS. To zdjęcie Leszka Wilczka, zatrzymujące w czasie moje walki z Koraskiem o dziecięcą godność. I zdrowie. Nie lubił dzieci. Każde w końcu atakował. Dorosłych okradał. No ale to nie o tym opowieść…
Film fabularny o Simonie Kossak właśnie buduje w narodzie podwaliny do solidnej bajki i do miłości do natury, ale…. powiem szczerze - z Simoną - to nie do końca było tak :). Jej relacje z leśnikami - to też nie taka prosta historia.
Realia były bardziej zniuansowane, wiem to na pewno, bo moi rodzice przez lata się przyjaźnili. Mama pracowała z Simoną, jest biologiem, Tata był leśnikiem, więc.. cóż, dzieciństwo miałam naprawdę barwne.
Ale nie o tym opowiadam! Opowiadam o białowieskich kobietach, o tym naturalnym, ciekawym, kolorowym jak na owe czasy środowisku, które tworzyło swoisty background wielu naukowych karier i wielu takich zwyczajnych egzystencji. Leśniczych także. :)
A tutaj można znaleźć Kobiety z kiedyś, wszystkie odcinki
Mężczyźni z kiedyś – 𝗹𝗲𝘀́𝗻𝗶𝗰𝘆 𝘇 𝗕𝗶𝗮ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝘇̇𝘆. To cz. 11 moich opowieści o... kobietach.
Białowieża w PRL-u była wsią tradycyjną, patriarchalną, jak wiele innych. A w latach 70. i 80. leśnictwo było uznawaną ścieżką awansu społecznego. Mój portret leśników, jest bardzo prywatny i na czasie, bo ranga tego zawodu właśnie się zmienia. Przeogromnie.
Rozmawiałam z 𝗚𝗿𝘇𝗲𝗴𝗼𝗿𝘇𝗲𝗺 𝗢𝗸𝗼ł𝗼𝘄𝗲𝗺, leśnikiem i świetnym fotografem przyrody, synem 𝗖𝘇𝗲𝘀ł𝗮𝘄𝗮 𝗢𝗸𝗼ł𝗼𝘄𝗮 – ważnej postaci dla tej wsi. Tą opowieścią maluję świat, w którym do Białowieży przybywało do pracy w Lasach Państwowych mnóstwo osób. Teraz wieś raczej wymiera, kapryśnie zasilania przez jednostki z zacięciem ekologicznym, pracujące online i pragnące pomieszkać akurat w Białowieży.
Wtedy w perspektywie były dobre zarobki, deputaty opałowe, służbowe mieszkania. Leśnicy stanowili elitę, mającą spory wpływ na ludzi. Było ich wielu i cieszyli się naprawdę sporym zaufaniem, albo przynajmniej rodzajem szacunku. Poważania raczej.
No dobrze, powiedzmy sobie wprost - mieli władzę. Bo mieli las. Bo to były pieniądze.
Taki tok myślenia kultywują w sumie do dziś, z tym że rzeczywistość znacznie zmieniła parametry. Ale też i nie o tym opowiadam…
Rozmawiałam tu jeszcze ze leśnikiem, który chciał pozostać incognito , ale też przywołuję historyczny głos mojego Taty, a to wybitnie osobisty miks, który wydobywa z tamtego świata wartości, wokół których się ów świat się kręcił. To jest uniwersalne i wzruszające, bo nie tylko zawód leśnika ulega aktualnie tak silnej redefinicji.
Różne zawody umierają, przechodzą do historii. A przed nami jeszcze rewolucja podsycana przez Ai! Co za ekscytacja, prawda? ;)
Posłuchaj, powspominaj i porusz leśną stronę swojego serca. To jednak trochę smutne, że Kobiety z kiedyś już odchodzą, a mężczyźni - już prawie wszyscy odeszli. Pozostało to, o czym pamiętamy, oraz styl życia, różne prawdy, przekonania, których nas wówczas nauczono. W których dorastaliśmy. Na których budujemy nasze “teraz”.
Cóż, nie mogę się powstrzymać od przypomnienia pewnej historycznej prawdy, że odchodzący zostawili nam raczej średnio funkcjonalną rzeczywistość i gdy przestaną ją wspierać, zasilać, upierać się przy tradycjach, bo “tak było zawsze” - nadejdzie nowe. Oby. Całe w bieli, rzecz jasna.
Po śmierci Taty – leśnika, zobaczyłam inną perspektywę jego pracy, poprzez rzeczy i zapiski, stosy dokumentów, które znajdowaliśmy w szufladach jego biurka. Stosy skarbów, oraz sterty nic nie znaczących dla świata zapisków ;).
Społeczność ówczesnych leśników w tej chwili przechodzi do historii i to bardzo szybki proces. Umierają, albo izolują się, zmęczeni starością, zmianami społecznymi, technologicznymi, samotnością.
I to jest dobry moment na docenienie ówczesnej specyfiki, na przypomnienie sobie jak było, żeby zrozumieć dlaczego jest - jak jest.
Przywołuję kobiety z kiedyś. Przywołuję mężczyzn z kiedyś. Sprawiedliwie. I nieobiektywnie.
Możesz zacząć podróż do tamtejszej codzienności od tego pierwszego odcinka całego cyklu.
Każdy człowiek składa sobie w głowie te kadry, z których układa świat wspomnień. Jak bardzo układanki odbiegają od realu? Cóż… czasem ma to mniejsze znaczenie niż nam się wydaje. W pewnym momencie, możliwość przywołania osobiście i intensywnie przeżytej Arkadii, krainy szczęśliwości, jest bezcenna. Bardzo polecam. A chętnych zabieram do Białowieży sprzed lat.
O, tędy proszę…
Na Dziedzinkę co roku przybywają grupki turystów, zwabionych legendarną postacią Simony, zachwyconych pomysłem życia tak blisko przyrody, że bliżej się nie da; oczarowanych bezkompromisowością pary naszych polskich buntowników z wyboru. To do nich i do tego miejsca w czsach PRL-u przyjeżdżało wyjątkowo dużo oryginalnych ludzi. Mnóstwo. A wtedy takie szerokie kontakty były podejrzane.
PS. O służbach specjalnych w Białowieży też można by dużo opowiadać. Ale ja nie o tym, oczywiście. :)
Siła przyciągania Dziedzinki była niesamowita. Determinacja przybywających wciąż jest całkiem duża.
Tej Dziedzinki już w zasadzie nie ma, tak jak i układu sił politycznych, społecznych, napięć ideowych i międzyludzkich. Nie ma. Zostało echo, z którego budujemy nasze sprawy.
Nie ma takich leśników jak kiedyś, bo nie ma okoliczności, w których funkcjonowali. Czy to dobrze, czy nie - to kwestia perspektywy. Ja przyjmuję rzecz ze zrozumieniem. Na spokojnie.
To taka listopadowa zaduma :). Mam nadzieję, że otworzyły się drzwi do Twoich wspomnień, wrażeń i wzruszeń.
Ślę serdeczności!
Miłka
Share this post